Strona główna

dominika Jasińska - NVC

Menu

Nonviolent Communication

Z tęsknoty za wolnością i akceptacją

Współzależność jest dla mnie bardzo trudna. Bycie z innymi wydaje mi się w dużej mierze ciągłym robieniem czegoś by inni nie pomyśleli o mnie tak, że mnie to zaboli. Jednym słowem nauczyłam się funkcjonować w taki sposób, by albo uniemożliwić ludziom dokonania pochopnej oceny na mój temat, albo jeśli już to robią, to aby była to pochlebna ocena. Paradoks polega na tym, że i tak nie mam wpływu na to co, pomyślą.

Kocham robić rzeczy po swojemu, czuję wtedy lekkość i wolność, jednocześnie zmagam się z przekonaniem, że powinnam coś zrobić inaczej, by uniknąć czyjegoś osądu. Wstaję rano, w głowie mam pełno pomysłów, w środku śmieję się do całego świata, rozmawiam, spisuję, rozmyślam, działam. I o 13.00 ze zdziwieniem stwierdzam, że nadal jestem w piżamie. I ze zdziwieniem stwierdzam, że mi to nie przeszkadza. To nic nie zmienia. Tylko w sercu pojawia się coś lodowatego i ciężkiego – nazwę to niepokojem, który przeradza się w strach, że zaraz zjawi się ktoś, kto poprzez mój wygląd oceni moje zachowanie. Listonosz (ten to chociaż nic nie mówi, ale dziwnie patrzy), kurier, który mruga okiem - i znów panią obudziłem, sąsiadka – o, ty to masz dobrze, mąż pracuje, dzieci w szkole..., mama, która dzwoni i pyta co robię – nic, siedzę w piżamie, dzieci, które wracają ze szkoły i też nic nie mówią (na razie), i tak dalej, i tak dalej. I ten niepokój mi podpowiada – to ty się zmień, pokaż im, że jest inaczej, że się starasz. Tylko, kiedy ja nie chcę – bo chcę wolności, niezależności, chcę żyć bez skrępowania i mieć radość z tego życia.

I jest jeszcze druga strona medalu, na której jestem ja i to jak ja postrzegam ludzi. Rozglądam się wokół i widzę, że mój mąż spał do 10.00 (leń, śpioch), najmłodsze dziecko zostawiło na środku stołu 10 papierków po cukierkach (a przecież mówiłam 100 razy, że mi to przeszkadza), najstarszy syn twierdzi, że był w szkole, a jego teczka jest cały czas w domu (aha, robi co mu się żywnie podoba i wygląda na to, że kłamie). Biorę głęboki oddech i staram się na to spojrzeć jako na ich przejaw wolności, ich głos w ich własnym życiu. Śpię, bo jestem zmęczony, zostawiam papierki, bo mam ciekawsze rzeczy na głowie, nie idę do szkoły, bo jest nudna. Przejawy niezależności i wolności, z których nie muszą mi się tłumaczyć. Ja też nie chcę się im tłumaczyć dlaczego chodzę w piżamie. Chodzę, bo chcę. I chcę akceptacji.

Chcę by mnie brali i kochali taką jaką jestem (i dzieci robią to najcudowniej – chwała im za to). Będę wtedy radosna, spokojna. Tak, to właśnie wtedy wzniosę się wysoko. Ja, ja i ciągle ja – jestem najważniejsza. A czy mam w sobie przestrzeń by na nich patrzeć podobnie? Szczerze? Biorę jeszcze raz oddech i myślę, że to bardzo trudne. Chcę, ale obraz przesłania mi sto wpojonych kiedyś przekonań, albo takich, które sama wyprodukowałam. Przekonań, które mówią o zasadach, porządku, powinnościach, normach społecznych, prawidłowych zachowaniach. One mi wiele dają, chociażby to, że nie otwieram drzwi listonoszowi kompletnie goła, nie zarastam brudem i zasypana śmieciami, wysyłam dzieci do szkoły. Dostrzegam jednak też, że one przesłaniają mi to, co jest piękne w drugim człowieku – jego wolność, bycie sobą i radość z odczuwania tego. Czyż nie cudnie byłoby spojrzeć z aprobatą na pochłonięte zabawą dziecko, które jest bez kapci, o których tyle mówimy, nie ma umytych zębów, co nas tak martwi i wścieka i generalnie bardziej się nie słucha niż słucha?

Dzisiaj zrobiłam sobie małe ćwiczenie. Przeszłam się po domu i wylistowałam wszystkie rzeczy, które mnie denerwują w tym momencie - zarówno te, których dopuścili się moi domownica, jak i ja sama – lista spora: niesprzątnięte 3 sterty prania, brudne kubki w wielu zakątkach domu, papierki na stole, ślady butów na podłodze, niepościelone łóżka, sporo braków w postaci nieugotowanego obiadu, pustej lodówki i... spojrzałam na to z innej strony. Każda z tych drobnych rzeczy to przejawy - w większości przypadków nieświadome, tak jak moje chodzenie w piżamie do 13.00 - naszej wolności, które czekają by tak na nie spojrzeć, by się nimi zaopiekować, by się do nich uśmiechnąć.

Uśmiecham się więc do was, o wy straszne i denerwujące mnie rzeczy, by otworzyć sobie szerzej serce na samą siebie i na innych i zasiać w tym miejscu ziarenko szacunku, ziarenko akceptacji i ziarenko zgody na to, że każdy chce być dokładnie taki jaki jest. I nie zapominam w tym wszystkim o ziarenku empatii dla samej siebie by znaleźć na to wszystko siłę...